środa, 6 lipca 2016

Come back i ulubieńcy


                    A więc wróciłam. Przepraszam Was bardzo, za tak długą przerwę, ale generalnie ostatnie miesiące miałam kompletnie zawalone ważnymi sprawami, a do komputera siadałam tylko wtedy, gdy przygotowywałam jakiś projekt do szkoły. Ale Bogu dzięki nastał koniec roku szkolnego, a ja mogę oddać się pisaniu na bloga ( i nie tylko, ale o tym później). Dzisiejszy post to ulubieńcy, ponieważ chcę się z Wami podzielić kilkoma news'ami, a także wyjątkową książką. Następny post będzie mini relacją z mojego wymarzonego wyjazdu do Londynu, także stay tuned ;)



                    Jestem miłośniczką makijażu. Malowanie się nigdy nie było dla mnie obowiązkiem, czy co gorsza przymusem. Czystą przyjemnością jest dla mnie zabawa kosmetykami i potrafię oglądać godzinami tutoriale na YouTube. Tej mojej miłości po mnie nie widać, gdyż do szkoły maluję się baaardzo rzadko, ze względu na to, że mając do wyboru 5 minut snu, czy 5 minut na zrobienie makijażu, zawsze wygrywa sen. No chyba, że moje lekcje zaczynają się o 9. Ale mogę się wyżyć makijażowo, gdy któraś z moich koleżanek prosi mnie o pomalowanie na jakąś okazję. Wtedy czuję się w swoim żywiole. Jeśli chodzi o makijaż ust jestem ogromną zwolenniczką matu. Żadnych błyszczyków, świecącego wykończenia, chyba że delikatnie satynowe. Mam bardzo jasną karnację. Nie jestem jeszcze biała jak ściana, ale opinie są podzielone ( chyba pseudonim ,,wampir" nadany przez mojego tatę nie jest przypadkowy ). Pomijając fakt, jak trudno jest znaleźć mi dobry podkład, tak równie dużym problemem było dla mnie znalezienie szminki w kolorze nude. Ale z pomocą przyszedł mi Sleek ze swoją szminką w płynie Matte Me w odcieniu ,,Birthday Suit". Moim problemem było to, że większość szminek nude była albo za jasna, albo za ciepła. Ta jest idealna. Zestawiam ją często z konturówką Golden Rose Emily Lipliner w odcieniu 220 i wszystko jest pięknie. Jak każda płynna matowa pomadka odrobinę wysusza usta i to nie zależnie od tego z jakiej półki cenowej jest. Ta trzyma się około 6-8 godzin, w zależności od tego co jemy, bo w przypadku tłustych posiłków może się zjadać od środka. Jednakże myślę, że za tą cenę można się na nią skusić.






                    Wycieczka do Londynu poniekąd zmusiła mnie do zakupu pewnej rzeczy, a mianowicie power banka. Nigdy nie uważałam to za nie wiadomo jak potrzebne i niezbędne do życia, ale mając w świadomości ponad 12 godzinną podróż ( plus moje uzależnienie od słuchania muzyki ), wiedziałam, że nie obędzie się bez małej pomocy. Mój power bank został zakupiony na stronie trendmania.pl i mogę Wam ją z czystym sumieniem polecić. Power bank ma moc 9000 mAh i spokojnie starczyło mi to na dwa pełne naładowania telefonu, a czasem i trochę więcej. Zależy to też oczywiście od mocy baterii w Waszych telefonach. Taki gadżet może i nie jest niezbędny, ale na pewno potrafi ułatwić życie.







                    Przed wyjazdem do Londynu zrobiłam sobie taką ,,wish listę''. Wcześniej dłuuuuugi czas odmawiałam sobie niektórych rzeczy, żeby uzbierać pieniądze na zakupy w Londynie. W telefonie miałam zapisany folder LONDYN, gdzie były zapisane screeenshoty produktów i ich cen. I na tej liście górowała szminka z firmy MAC. Pierwszy raz w sklepie tej firmy byłam w Warszawie w Złotych Tarasach, ale wtedy chciałam zobaczyć kolory szminek nad którymi się zastanawiałam, bo swatche w internecie potrafią być bardzo mylące. Razem z moją koleżanką, która ma na punkcie makijażu również wielkiego bzika, postanowiłyśmy że nasze pierwsze szminki z MAC kupimy wspólnie w Londynie. Mniejsze cyferki mniej bolą. I tak ostatniego dnia udaliśmy się na zakupy do Westfield Stratford City, gdzie trafiłam do raju i mogłabym tam zostać. Po prostu makijażowe niebo. Jako, że miałyśmy mało czasu od razu ruszyłyśmy do szminek. Moim celem była szminka w odcieniu Faux. Jednak gdy ją zobaczyłam ... To nie było to. Owszem ładna i nadal mam ją zamiar kupić, ale nie miała w sobie tego czegoś, żeby być moją pierwszą szminką z MAC. I wtedy ujrzałam ją. Piękny brudny róż.  Moja kochana Mehr. Jak wspominałam wyżej kocham mat nade wszystko. I mat z MAC jest najwspanialszym matem na świecie. To jak długo ta szminka utrzymuje mi się na ustach i jak komfortowo ją się nosi ...  Bajka. Ja zawsze podchodzę w miarę racjonalnie do zakupów i po części bałam się, że ten cały szum wokół szminek z MAC to pic na wodę. Nic bardziej mylnego. Jest ona warta każdej wydanej złotówki ( funta w sumie ). Teraz  mam nadzieję na sukcesywne uzupełnianie swojej kolekcji szminek z MAC.









                    Książkę ,,Kropki'' zamówiłam w przedsprzedaży jak tylko zobaczyłam film Włodka Markowicza, gdzie informował o jej premierze. Przeczytana w jeden dzień.  Niezliczona ilość zakreślonych cytatów. Godziny przemyśleń. Setki razy, gdy pomyślałam ,, Mam tak samo". I na sam koniec jedno wielkie brawa dla Włodka. Dla stworzenie książki tak uniwersalnej, piękniejszej i bardziej wartościowej, niż nie jedna książka uwielbianego przeze mnie Paulo Coelho. O tej książce nie trzeba się rozpisywać. Ją trzeba przeczytać. A Włodkowi, gdybym mogła to powiedziałabym tylko (albo aż) - dziękuję. I chyba nic więcej nie muszę mówić. Jeśli szukacie książki, która Was wciągnie, która pozwoli zrozumieć kilka rzeczy, a przede wszystkim otworzy oczy, to polecam ,,Kropki", jako książkę która pozostanie moją TOP 1 wśród wszystkich przeczytanych przeze mnie książek.





                    Razem z ,,Kropkami" zamówiłam też książkę ,,Historia bez cenzury" autorstwa  Wojciecha Drewniaka. Historia bez cenzury to przede wszystkim kanał na YouTube, który zadebiutował 12 grudnia 2013. Od samego początku skradł moje serce. Jak już pisałam przy serialu ,, Z archiwum X", uwielbiam teorie spiskowe i poznawanie nieznanych lub często pomijanych faktów. Książka to tak naprawdę w dużej części kanał HBC przeniesiony na papier. Jako miłośniczka historii przeczytałam ją jednym tchem. Bo w końcu historia to nie tylko daty, prawda ? ,,Historia bez cenzury" poza wieloma, wieloma ciekawostkami zawiera również ważne wydarzenia, daty, ale to wszystko przekazuje w bardzo ciekawy sposób. Wojciech Drewniak jako nauczyciel historii ... Marzenie. 









                    A osobą miesiąca jest ... Nasza reprezentacja w piłce nożnej ! Tak wiem, oklepane. I od razu mówię - nie jestem ogromną fanką piłki nożnej. Ale jak to mawia moja przyjaciółka ,, Trzeba być patriotą ". Tegoroczne Euro będę wspominać bardzo dobrze, ponieważ każdy mecz spędziłam w gronie moich znajomych, a po meczu ze Szwajcarią moje prawe ucho lekko ucierpiało. Dzięki Natalia ;) Pomimo tego, że przegrali w meczu z Portugalią, zagrali bardzo dobry turniej i nie można im zarzucić złej gry. Cieszę się ogromnie, że nie ma masowego hejtu na Błaszczykowskiego, czy Fabiańskiego, a jedna wielka narodowa duma. A tymczasem czekam na mecz Polska - Dania, na który będę miała okazję pojechać już w październiku.

                    Na koniec zostawiłam dwie nowinki, które zmieniły bardzo wiele w moim życiu. 



Po pierwsze. Jak być może pamiętacie na przełomie grudnia i stycznia pisałam posty, które były moją pracą konkursową na Konkurs O Nagrodę FanFila. Nie ukrywam, że ewentualna wygrana znaczyłaby dla mnie wiele, ponieważ byłoby to nie jakie ukierunkowanie, że moja praca idzie w dobrą stronę. I tak 21 kwietnia udałam się na wydział filologii polskiej na Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ten dzień był kompletnie zwariowany, ponieważ zaliczyłam dwa wydziały jednego dnia, gdyż również w tym dniu odbywały się debaty oksfordzkie na wydziale politologii również UAM. Także z jednego wydziału na drugi. Kategoria blog pojawiła się po raz pierwszy na tym konkursie, więc mój stres był jeszcze większy. Wtedy usłyszałam, że w kategorii blog, nie zostanie przyznane ani pierwsze, ani drugie miejsce. Nie wiedziałam o co chodzi, dlaczego jury tak postanowiło, ale jednego byłam pewna - moje szanse na wygraną spadły do 0%. Jury zamiast trzech miejsc, przyznało trzy równoległe trzecie miejsca. Chyba nie muszę opisywać mojego szczęścia, gdy zostało wyczytane moje nazwisko ? Powiem Wam, że zobaczenie na wielkim ekranie strony mojego bloga i usłyszenie samego tytułu bloga oraz recenzji moich postów i całości bloga, było jedną z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Poczułam wtedy, że może faktycznie ten pomysł z blogiem, nie był taką głupotą. Po całej ceremonii udało mi się porozmawiać z dwójką profesorów, którzy oceniali moją kategorię i w duchu gratuluję sobie odwagi, że zdecydowałam się do nich podejść, ponieważ usłyszałam od nich wiele cennych uwag i rad. Każde zwycięstwo cieszy, a gdy jest się docenionym przez tak wybitnych znawców tematu, to cieszy jeszcze bardziej. Jestem niestety typem osoby, która ciężko znosi porażki, ale nie w tym sensie, że sieje nienawiść i pluję jadem na moich przeciwników, ale zawsze pretensje i zarzuty kieruje do siebie. Jednak jedno jest pewne, że nawet najmniejszy triumf daje mi ogromnego kopa i siłę do dalszego działania. Oby takich więcej. Jednocześnie chciałabym bardzo, bardzo podziękować osobom, które mnie wspierały w tym czasie, bez których nawet bym nie podeszła do tego konkursu, a co dopiero osiągnęła cokolwiek. Były moimi recenzentami, obiektywnymi krytykami, motywacją, wsparciem i po prostu były. I za to Wam dziękuję.



A teraz news numer dwa. Od kwietnia nawiązałam współpracę z portalem ProcentKultury.pl, co nie ukrywam było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Jak wiecie, nie wiążę swojej przyszłości z dziennikarstwem, ale od czasu do czasu lubię sobie popisać. Nigdy nie zamierzałam się zgłaszać do jakichkolwiek portali, aby starać się o możliwość pisania dla nich, ale gdy otrzymałam taką propozycję od tego portalu, nie mogłam powiedzieć nie. Bo każda okazja do nabrania doświadczenia, osobistego rozwoju i nauczenia się czegoś nowego, jest zawsze na wagę złota. Nie ukrywajmy, na blogosferze jestem od niedawana. Nie osiągnęłam niczego wielkiego, grono moich czytelników też nie jest ogromne. Dlatego ucieszyło mnie bardzo docenienie przez drugiego człowieka w ten sposób. Swój debiut mam za sobą, jeśli macie ochotę zapraszam do przeczytania mojego pierwszego artykułu o polskich festiwalach, które odbędą się tego lata. W  końcu, gdy mam już czas szykuję nowy artykuł, który mam nadzieję (tak Nina, z twoim tempem) ukarze się w lipcu.


                  Jeśli jakiś ktoś jakimś cudem dotarł do końca tego posta, to gratuluję i w ramach wynagrodzenia przedstawiam moje TOP 5 piosenek ostatnich miesięcy. 




1.Justin Timberlake ,,Can't Stop The Feeling"





Justin wkradł się do mojego serca piosenką ,,Cry Me A River" i już tam został, a ,,Can't Stop The Feeling" zostanie zdecydowanie moim letnim hitem.


2.Ariana Grande ,,Into You"




Ariany nie lubię. Jednak nie jestem hipokrytką i muszę przyznać, że głos ma fantastyczny. Jej poprzedni album mnie ani trochę nie przekonał, no może do piosenki ,,Problem" miałam ciut sympatii. Ale płyta ,,Dangerous Women" zawiera kilka piosenek, które no nawet nawet mi się spodobały. I właśnie jedną z nich jest ,,Into You".




3.Red Hot Chili Peppers ,,Dark Necessities"





Moje kochane papryczki wróciły !!! Strasznie żałuję, że nie byłam w tym roku na Openerze, ale i tak cieszę się, że miałam okazję ich zobaczyć. Zespół jedyny  w swoim rodzaju. 

4.Beyonce ,,Partition"




Któregoś pięknego dnia zobaczyłam na Instagramie ten filmik i od tamtej chwilii zaczął się mój maraton. Moja przyjaciółka jest ogromną fanką Beyonce, ale ja nigdy nie zagłębiałam się w ten temat. Owszem, miałam kilka piosenek na swoim telefonie, ale to tyle. Jednak tamtego dnia spędziłam cały wieczór i noc na oglądaniu jej teledysków, wszystkiego. I zrozumiałam czemu Natalia ją tak uwielbiam. Queen B. slays !!!


5.Marilyn Manson ,,Heart-Shaped Glasses (When The Heart Guides The Hand)"




Kocham ludzi innych. Odbiegających od stereotypów. Dlatego uwielbiam Marilyna Mansona. Jego twórczość oczywiście znałam wcześniej, a nawet jestem szczęśliwą posiadaczką kilku jego płyt. Ale tę piosenkę poznałam całkiem niedawno i się w niej zakochałam na zabój. Do tego stopnia, że melodia z początku stał się moim nowym dzwonkiem na telefon.

17 komentarzy:

  1. Ja również jetem blada i często porównywana do ściany oraz też chciałabym mieć pomadkę z Maca tylko nie z matowym wykończeniem ponieważ nie przepadam za tym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ich wykończenie Satin jest przepiękne ! Jest zdecydowanie bardziej błyszczące niż Matt, ale nadal jest subtelne. Z resztą generalnie szminki MAC to raj na ziemi :D

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo ;) Polecam przeczytać, bo naprawdę warto.

      Usuń
  3. Muszę kupić tę matową pomadkę, słyszałam że to świetny zamiennik pomadki od Kylie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakochasz się ;) Kylie mimo, że cholernie droga i zdaje sobie sprawę, że są zamienniki, np. szminki Colourpop, to i tak kusi :D

      Usuń
  4. fajne piosenki ;)
    zapraszam http://emptyy-promises.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam niecierpliwie na relacje z Londynu! :D

    Zapraszam do siebie! http://bleedingoutforyou.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Szminka w płynie świetna, super odcień ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Już obczaiłam tą matową pomadkę, mam fioła na punkcie takich rzeczy :)

    Zapraszam do siebie, dopiero zaczynam :)
    www.vic-00.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, mam tak samo :D Szminki są moją słabością.

      Usuń
  8. Ksiażki mnie zaciekawiły ^^ chętnie je przejrzę ;)

    grlfashion.blogspot.com
    zapraszam ;* odwdzięczam się za każdą obserwację ;*

    OdpowiedzUsuń